Niedawno, 15 stycznia minęła 91. rocznica zamordowania Róży Luksemburg i Karola Liebknechta. 21 stycznia przypada 86. rocznica śmierci Włodzimierza Lenina.
Miesiąc styczeń, będący niegdyś w ruchu komunistycznym czasem obchodów „święta 3L” nazwanego tak od nazwisk Luksemburg, Lenina i Liebknechta jest dobrym czasem na samookreślenie własnej pozycji na lewicy.
Bowiem dotychczasowa historia klęsk lewicowych formacji jest historią klęsk jej dwóch głównych skompromitowanych nurtów – socjaldemokracji i stalinizmu.
Wiek XX, mimo, że nie brakowało w nim rewolucji, masowych buntów, bohaterskich zrywów i rewolucyjnych partii, nie zapewnił światowej klasie robotniczej zwycięstwa socjalizmu, za co odpowiadają nie tylko bezpośrednie ataki ze strony burżuazji, lecz także postawa wulgaryzatorów marksizmu i ludzi niesłużnie wycierającymi sobie Marksem usta.
Historia pokazała że zarówno prawicowi socjaldemokraci tacy jak Scheidemann i Noske, popierający imperialistyczną wojnę, jak i Stalin i jego biurokratyczni następcy próbujący zamienić marksizm w opartą na pustych dogmatach legitymizacje panującej biurokratycznej kasty obiektywnie przysłużyli się w swoich działaniach interesowi kapitalistów pozbawiając ideologię jej rewolucyjnego ostrza. nie szczędząc środków w tępieniu tych, którzy sprzeciwiali się zaistniałemu stanowi rzeczy i bronili autentycznego marksizmu płaciwszy za swój szczery upór najwyżsżą możliwą cenę.
Dlatego też postacie niezłomnych komunistów, „orłów rewolucji” Luksemburg i Liebknechta zasługują na wspomnienie i wielki szacunek w czasach gdy marksizm nadal kojarzony jest z Millerem, Bierutem, Breżniewem i Pol Potem.