Więcej informacji na temat ks. Camilo Torresa
WYWŁASZCZENIE KOŚCIOŁA
Wywiad udzielony bogockiej gazecie „La Re- publica" dnia 21 czerwca 1965 r.
Czy zdaniem księdza przeprowadzenie reformy rolnej jest aktem rewolucyjnym?
Myślę, że przeprowadzenie reformy rolnej nie jest aktem rewolucyjnym, ponieważ sam dekret nie wnosi nic rewolucyjnego.
Moim zdaniem dekret o reformie jest kompromisem między klasami rządzącymi. Widać w nim, że przemysłowcy i postępowi rolnicy opracowali dekret, który ma na celu raczej udzielenie pomocy rolnictwu niż przeprowadzenie prawdziwej reformy rolnej, ponieważ ziemię skupuje się po cenach rynkowych. Można zachować nawet do 1 000 hektarów ziemi. Ta górna granica jest w wielu wypadkach zbyt wysoka, na przykład w wypadku terenów nawadnianych. Dalej nie istnieje obowiązek inwestowania w kraju pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży ziemi. Ponadto poza terenami nawadnianymi nie można wywłaszczyć tych posiadaczy, których ziemia uprawiana jest w sposób nieprawidłowy. Przy tych wszystkich ograniczeniach Kolumbijski Instytut do Spraw Reformy Rolnej musi rozwijać swą działalność główhie w kierunku tworzenia terenów nawadnianych, aby zwiększyć dopływ dewiz i unowocześnić rolnictwo; nie może natomiast w rzeczywistości przeprowadzić ani słusznego podziału ziemi, ani sprawiedliwego rozdziału produktu narodowego. A są to przecież dwa główne cele prawdziwej reformy rolnej.
Jakie są według księdza dobre i złe strony działalności Kolumbijskiego Instytutu do Spraw Reformy Rolnej?
Wydaje mi się, że znam dosyć dobrze ten Instytut. Jest on według mnie — nawet w porównaniu z przedsiębiorstwami prywatnymi — jedną z najlepiej administrowanych placówek, o strukturze pozwalającej na osiąganie konkretnych rezultatów. Młode kadry Instytutu, przepełnione głębokim patriotyzmem, poświęcają swą pracę, energię, inteligencję temu, co nazwałem niesieniem pomocy rolnictwu i co stworzy całą serię infrastruktur istotnych dla gospodarki kraju.
Uważam, że wielkim błędem ze strony Instytutu jest zaniedbanie sprawy kształcenia chłopów. Chodzi mi nie tyle o kształcenie czysto formalne, bo Instytut powołał do życia szkoły i kilka spółdzielni, ile o kształcenie rozumiane szerzej, to znaczy rozbudzenie w nich zaangażowania, chęci do organizowania się, aby mogli w przyszłości utworzyć silną grupę nacisku zdolną przekształcić tę pseudoreformę rolną w prawdziwą reformę przeprowadzoną przez chłopów.
W prowincji Putumayo, a szczególnie w okolicach Sibundoy, projekt reformy rolnej spotkał się z opozycją duchowieństwa. Jakie jest księdza stanowisko jako socjologa i jako kapłana w tej sprawie?
Na podstawie posiadanych przeze mnie informacji — gdyż niestety nie znam bezpośrednio tej sprawy — wydaje mi się, że mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem tego, jak Kościół uległ czarowi posiadania władzy ekonomicznej i politycznej. Nie chodzi tu o to, że księża mają za dużo ziemi, chociaż i to się zdarza, lecz o to, że sprzeciwiają się interwencji Instytutu, obawiając się utracenia władzy politycznej, to znaczy wpływu na ludność tubylczą zorganizowaną w społeczność o charakterze teokratycznym.
Tak samo rzecz się miała w wielu rejonach z Akcją Gmininą. Wydaje mi się, że przykład dzMnicy robotniczej Tunjuelito w Bogocie obalił tezę głoszącą, że Kościół traci swe wpływy sprzyjając rozwojowi inicjatyw jednostkowych i instytucji, które przyczyniają się do szerzenia postępu wśród wiernych określonej społeczności.
Wielu proboszczów sprzeciwiło się Akcji Gminnej, tak jak obecnie sprzeciwia się reformie rolnej. Stają się przez to jeszcze bardziej niepopularni. Podobny los czeka misjonarzy, o ile w dalszym ciągu występować będą przeciw reformie. Może nie od razu i nie w sposób definitywny, ale ludność tubylcza zrozumie kiedyś, że pozbawiono ją wielkiego dobra i to z racji wynikających z ducha czysto sekciarskiego. Dlatego wydaje mi się, że jeżeli w Sibundoy proboszcz włączy się do społeczności i zechce być jej przewodnikiem na drodze rozwoju, a misjonarz stanie się głosicielem reformy rolnej i programu Kolumbijskiego Instytutu do Spraw Reformy Rolnej, to zdobędą oni Olbrzymią popularność, ogromne wpływy i to nie typu paternalistycznego, ale prawdziwie demokratycznego.
Czy gdyby rewolucja miała przebieg zbrojny, byłby ksiądz zwolennikiem wywłaszczenia Kościoła?
Jestem zwolennikiem wywłaszczenia Kościoła, nawet gdyby nie było żadnej rewolucji.
KOMUNIZM W KOŚCIELE
Wywiad udzielony przez Camilo Torresa bogockiemu dziennikowi „La Hora", w maju 1965 r.
Co sądzi ksiądz o zaskakującym oświadczeniu prezydenta Valencia 1 o infiltracji komunizmu do Kościoła?
Z punktu widzenia ściśle teoretycznego, gdy mowa jest o Kościele, ma się na myśli wszystkich ochrzczonych, zarówno tych, którzy przyjęli sakrament chrztu, jak i tych, którzy przyjęli chrzest z pragnienia. Tym sposobem mamy na myśli dużą część ludzkości, ponieważ za ochrzczonych z pragnienia uważa się wszystkich ludzi dobrej woli. Tak ujmując sprawę, nie wydaje mi się, aby można było mówić o infiltracji komunizmu do Kościoła, ponieważ w Kolumbii duży procent komunistów jest według mnie ochrzczonych.
Gdy mówi się o infiltracji, najlogiczniejszym przypuszczeniem byłoby to, że wśród członków Kościoła są tacy, którzy uważając się za katolików, są w rzeczywistości komunistami. Aby móc się o tym przekonać, trzeba by było ustanowić trybunał analogiczny do dawniejszej inkwizycji, który zająłby się wyszukiwaniem komunistów ukrywających się wewnątrz Kościoła.
Guillermo Leon Valencia, prezydent republiki Kolumbii w latach 1962—1966, umiarkowany konserwatysta. (Przyp. wyd. franc.)
W języku potocznym, gdy mowa jest o Kościele kolumbijskim, ma się na myśli biskupów i księży. Gdy więc mówi się o jakichkolwiek infiltracjach w Kościele, opinia publiczina rozumie to jako „wśród duchowieństwa". Dochodzenie, które mogłoby wyjaśnić tę sytuację, musiałoby mieć charakter inkwizytorski i ustanowić w Kościele pojęcie „przestępstwa poglądowego".
Możliwe, że prezydent nie miał takich zamiarów składając swe oświadczenie. Niemniej jednak, jeśli się je potraktuje poważnie, takie właśnie będą skutki.
Skąd pochodzą zdaniem księdza informacje często zamieszczane przez pewien odłam prasy o istnieniu księży komunistów?
Żeby zrozumieć racje, jakimi kieruje się ten odłam prasy mówiąc o istnieniu księży komunistów, należałoby przeanalizować w ogóle zjawisko maccarthyzmu.
Każda klasa rządząca posiada jakieś systemy obronne — zarówno legalne jak i nie. Gdy klasa rządząca stanowi mniejszość i nie cieszy się popularnością, musi szukać skutecznych środków, by zdyskredytować w oczach opinii publicznej swych przeciwników. Opinia publiczna bardziej jest czuła na przymiotniki niż na uwagi filozoficzne i o tym trzeba pamiętać chcąc nią odpowiednio pokierować.
Aby zdyskredytować w oczach ludzi jakiś most, wystarczy określić go mianem „zbutwiały". Aby skazać na prześladowanie psa, nawet gdy chodzi o bardzo łagodne zwierzę, wystarczy powiedzieć o nim, że jest „wściekły". W pierwszych latach naszej ery określenie kogoś mianem chrześcijanina stawiało go poza nawiasem prawa. W cesarstwie rzymskim wystarczyło nazwać kogoś barbarzyńcą, aby móc go bezkarnie prześladować. Przed rewolucją francuską prześladowano wolnomyślicieli, liberałów, demokratów, urodzonych nieszlachetnie itd. Dzisiaj naj pewniejszym sposobem rozpętania prześladowań wobec ludzi niebezpiecznych dla klasy rządzącej jest nazwanie ich komunistami.
Kolumbijska klasa rządząca przyzwyczaiła się uważać Kościół i armię za swych pewnych sprzymierzeńców. Kiedy więc widzi kapłanów czy wojskowych wyznających inne niż oficjalne poglądy, uważa, że to zaczyna rozpadać się jej wewnętrzna struktura. Dlatego też ci księża i wojskowi są według niej elementem dużo bardziej niebezpiecznym dla systemu niż komuniści należący do partii. Teraz łatwo zrozumieć, dlaczego klasa rządząca odczuwa potrzebę zdyskredytowania ich w oczach opinii publicznej, przyczepiając im etykietę komunizmu. Prasa pozostająca na usługach tej klasy musi więc zająć takie samo stanowisko.
Czy należy więc zarzucać klerowi kolumbijskiemu, że komunizuje, czy też że jest nastawiony antykomunistycznie?
Na pewno nie, że komunizuje. Komunizm jest systemem filozoficznym nie dającym się pogodzić z duchem chrześcijaństwa, chociaż większość z jego postulatów w dziedzinie dążeń społeczno- -ekonomicznych nie jest sprzeczna z wiarą chrześcijańską.
Ażeby móc powiedzieć, że jest nastawiony antykomunistycznie, trzeba by zbadać dokładnie listy pasterskie, pisma, kazania naszych księży i biskupów. Jednak mnie osobiście wydaje się, że komunizm uznany został za główne niebezpieczeństwo dla współczesnego chrześcijaństwa. Jest to punkt widzenia niezbyt teologiczny i niezbyt naukowy.
Dlaczego niezbyt teologiczny? Ponieważ głównym niebezpieczeństwem dla chrześcijaństwa jest brak miłości, zarówno miłości wśród chrześcijan jak i miłości do niechrześcijan, a w tym także komunistów. Brak prawdziwej miłości ze strony chrześcijan, przetransponowany naukowo w sferę struktur doczesnych, zrodził komunizm jako jedyne rozwiązanie, komunizm z tym wszystkim, co jest w nim słuszne, ale też z tym, co błędne.
Z punktu widzenia naukowego stanowisko chrześcijanina nie powinno być sprzeczne z dobrem ludzkości, lecz mu sprzyjać. Jeżeli dobro to można osiągnąć jedynie na drodze zmiany struktur doczesnych, chrześcijanin popełniłby grzech sprzeciwiając się jej. Jedynie naukowa krytyka komunizmu, zdolna wprowadzić konieczne rozróżnienia, mająca w perspektywie osiągnięcie szczęścia ludzkości, może usprawiedliwić nie tyle stanowisko antykomunistyczne, co stanowisko naukowe zakładające odrzucenie wszystkiego, co byłoby sprzeczne z duchem nauki.
Czy zdaniem księdza duchowieństwo kolumbijskie powinno zrewidować swoją postawę wobec problemów społecznych?
Wydaje mi się, że ogólnie rzecz biorąc taka rewizja poglądów jest konieczna. Można by ją ująć w ten sposób:
— Troska o dobrobyt ludzkości powinna górować nad pragnieniem ustrzeżenia jej od komunizmu.
Należy zrezygnować z przypadkowej i paternalistycznej dobroczynności jako tradycyjnej formy działania.
3. Trzeba skoncentrować swe wysiłki na kształceniu laików, którzy potrafią przekształcić doczesne struktury od podstaw, ujmując tym samym problemy społeczne u ich źródeł.
Czy duchowieństwo kolumbijskie ma mentalność kapitalistyczną?
Aby móc ocenić mentalność całej grupy społecznej, trzeba wnikliwej analizy. Nie, wydaje mi się, że duchowieństwo kolumbijskie w oczach opinii publicznej charakteryzuje się mentalnością raczej feudalną niż kapitalistyczną, a tylko w najlepszym wypadku mentalnością wyraźnie kapitalistyczną.
Cechą charakterystyczną mentalności feudalnej jest pragnienie posiadania bez względu na zysk, produktywność i interes ogółu. Cechą charakterystyczną mentalności kapitalistycznej jest dążenie do zysku bez względu na interes ogółu.
W oczach opinii publicznej duchowieństwo kolumbijskie jest grupą, która dąży do posiadania, a na najwyższych szczeblach hierarchii kościelnej, zwłaszcza w miastach, grupą poszukującą własnych korzyści. Nié wydaje mi się, aby opinia publiczna była zdania, że Kościół wydaje pieniądze w interesie ogółu.
Czy komunizm musi być postawiony poza nawiasem prawa?
Myślę, że z teoretycznego punktu widzenia najlepszą broinią przeciwko jednej ideologii jest inna ideologia, najlepszą bronią przeciwko ruchom politycznym jest wykazać się lepszym użyciem wła
dzy. Dlatego wszelkie oficjalnie przedsięwzięte środki przeciwko ideologiom lub ruchom politycznym świadczą moim zdaniem o słabości, jaką się czuje wobec nich.
Jeśli natomiast w jakimś kraju komuniści nie mogą sprawować funkcji publicznych, być do nich wybierani, nie mają prawa zajmować katedr na uniwersytetach lub w wielu wypadkach pozbawieni są nawet prawa do studiów i pracy, oficjalne postawienie ich poza nawiasem prawa świadczyłoby w gruncie rzeczy o mniejszej hipokryzji niż zagwarantowanie ich poczynaniom pozornej legalności, co jest zwykłą taktyką, mającą ukryć faktyczny stan rzeczy pod pokrywką demokracji, aby przeciwnicy nie mogli wykorzystać faktu, że to, co nielegalne, jest pociągające i że ofiarom należny jest szacunek.
Źródło: Camilo Torres "Stuła i karabin" wyd. Instytut Wydawniczy PAX, 1970
- 7951 odsłon